Biały Bór
…
Na temat herbu Białego Boru kilka lat temu opublikowałem artykuł w „Tygodniku Miasteckim”. Pozwolę sobie go w tym miejscu przytoczyć, tym bardziej, że na temat kobiety znajdującej się w godle powstała legenda, która najwyraźniej nie wszystkim przypadła do gustu. Zapraszam zatem do lektury artykułu z 2017 roku.
„Dzisiaj postaramy się przyjrzeć losom herbu Białego Boru. Widać na nim kobietę trzymającą w prawej dłoni żółtą (złotą) kulę. Jednym z motywów herbu jest też czerwone poroże.
Kim jest kobieta? Co oznacza żółta kula? Na ten temat krąży co najmniej kilka wersji. Jedna z nich to opowieść zamieszczona w „Wiadomościach Zachodnich” w 1973 roku. Z relacji autora wynika, że „postać kobieca miała na imię Damiana, była żoną bednarza, obdarzoną wielkim temperamentem i zwabiała do siebie przystojnych mężczyzn, rzucając im, jako zaproszenie ową piłkę. Wreszcie zdradzony bednarz wsadził niewierną do beczki i utopił…” (cyt. za stroną internetową gminy Biały Bór). Według innej wersji, o której pisze w swoim artykule Barbara Bandrowska, mieszkanka Białego Boru, dziewczyna, której wizerunek utrwalono na herbie to córka właściciela tych ziem. Ponieważ miała przydomek „Biała”, stąd wzięła się nazwa samego miasta jak i innych nazw geograficznych (np. jeziora Bielsko). Kula w ręku to w rzeczywistości berło, które miało symbolizować dobrobyt. Rogi jelenia miały być z kolei symbolem zwierzyny w okolicznych lasach.
Barbara Bandrowska, która swój artykuł opublikowała w 2002 roku, stanowczo odcina się od legendy na temat niemoralnej bednarzowej.
„Herb zwany też czasem klejnotem był przedmiotem dumy i czci. Na wizerunki herbów nie trafiały więc postacie nieszlachetne, złe lub niemoralne – czytamy w artykule. – (…) Zważywszy założenie czym były herby i na nich wizerunki, ta druga, frywolna wersja wydaje się być niewiarygodna. Biały Bór otrzymał prawa miejskie w 1382 r., a pierwsza pieczęć ukazała się już po dwunasta latach. Trudno sobie wyobrazić, aby w tamtych czasach umieszczono w herbie miasta kobietę o złej reputacji.”
Pani Barbara wie skąd wzięła się legenda o bednarzowej.
– Ta historia ma swój rodowód w opowieściach podpitego pana, który prowadził Fundusz Wczasów Pracowniczych – mówi pani Barbara. – Na wieczorku zapoznawczym w domu kultury, nieżyjący już Edmund Kowalczyk, po dwóch – trzech wódeczkach tłumaczył wczasowiczom, którzy przyjeżdżali na dwutygodniowe turnusy, że herb Białego Boru przedstawia żonę bednarza, który co jakiś czas z wyprodukowanymi przez siebie beczkami jechał do Chojnic i Tucholi z towarem, podczas gdy ona – młoda, piękna i chętna do rozrywki kobieta, wabiła przechodzących koło jej okien młodych ludzi, rzucaniem do nich piłki. Taki, który taką piłkę złapał, miał przywilej przyjścia do niej na noc. Rogi w herbie, według autora tej opowieści miały być symbolem zdradzanego męża. Wymyślono dla niej imię Damiana, którego chyba w żadnym kalendarzu nie ma.
Cała ta historia rozgrywała się w latach siedemdziesiątych.
Jedną z rzeczy, którą podważa mieszkanka Białego Boru jest piłka w ręku kobiety. Według liczącej już 95 lat pani Barbary, nie mogła być to kula, gdyż w czasie, gdy powstawał herb Białego Boru, nikt nie znał gumy, w piłkę też nikt nie grał.
– Myślmy logicznie – mówi pani Basia. – Jabłko i berło symbolami władzy królewskiej. W tamtych czasach w Polsce jabłka były prawdziwym rarytasem, dostępnym jedynie dla elit. Sprowadzano je z Francji i Włoch i symbolizowało dobrobyt.
Pani Barbara próbowała w pewien sposób „wybielić” kobietę z herbu.
– Gdy zaczęto obchodzić dni Białego Boru zaproponowałam ówczesnej kierowniczce domu kultury wymyślenie atrakcji związanej z miastem – opowiada Barbara Bandrowska. – Później, przez dwa lata na jeziorze pokazywała się dama z herbu. Stała ona na łódce, którą w nocy ciągnięto za liny, które były przymocowane do tej łodzi. Łódź była oświetlona i doskonale widoczna z brzegu. Później zmienił się burmistrz i zaniechano tej atrakcji.
Pani Barbara twierdzi, że w końcu trzeba zdjąć złą opinię z kobiety, która znalazła się w herbie.
– Dziwię się, że burmistrz Mikołajewski, który z wykształcenia jest polonistą, nie przywiązuje do tego większej wagi – mówi nasza rozmówczyni. – Ja na jego miejscu wstydziłabym się być burmistrzem miasta, które w herbie ma dziwkę.
Zostawmy jednak w spokoju dziewczę z herbu, jabłko, czy kulę oraz rogi. Herb Białego Boru przez kilkaset lat bowiem ewoluował. O tym procesie pisze profesor Marian Gumowski w „Pieczęcie i herby miast pomorskich” wydanej w Toruniu w roku 1939. Profesor Gumowski to jeden z najbardziej znanych heraldyków. Nie wnika w legendę dotyczącą wizerunku, który znalazł się na herbie, ale opisuje pierwszą znaną pieczęć oraz dalsze losy herbu. W ocenie profesora herb wyobrażający dziewczynę z piłką w ręku, która stoi między dwoma rogami jelenimi „… widoczny jest na pieczęci miejskiej z XVI wieku, która ma go na tarczy i z napisem w otoku BALDENBORCH i jest wyciśnięta na dokumencie z 1564 roku w zbiorach Muzeum Czapskich w Krakowie. Herb ten przetrwał do XIX w., ale wówczas zmieniono go o tyle, że dano na pieczęcie dziewczynę bez piłki i nie między rogami, ale stojącą między dwiema gałęziami dębu. W drugiej połowie XIX wieku zarzucono i to wyobrażenie i używano orła pruskiego na swoich pieczęciach. Dopiero w samym końcu XIX wieku sprawiono nową pieczęć miasta, gdzie wrócono do starej tradycji i wyrysowano herb jak w XVI wieku. Autentyczne kolory tego herbu nie są znane, ale można się zgodzić z Huppem (Otto Hupp, niemiecki heraldyk, autor wielu herbów, między innymi tego, który funkcjonuje obecnie jako herb Miastka – dop. red.), który proponuje tu malować białe tło, czerwone rogi, a dziewczę ubrane w niebieską sukienkę i biały fartuszek ze złotą piłką w ręce.”